czwartek, 21 lutego 2013

Rozdział 3

Skąd znają tak w ogóle moje imię? Zdziwiłam się, patrząc w ekran. Jakim cudem? Poprawiłam grzywkę i z ciekawości weszłam na konto Justina Biebera. Spojrzałam na jego ostatnie tweety. Zamarłam.

"To się nazywa mieć siostrę! Samantha powinna być wdzięczna swojej siostrze Jasmine haha x" 


Siedziałam z otwartą buzią i wytrzeszczonymi oczami, przez jakieś 2 minuty. Do mojego pokoju wszedł ojczym, nie zmieniłam pozycji.
- To ja może później przyjdę. - powiedział, gdy zobaczył w jaki sposób siedzę i jaką mam minę.
Potrząsnęłam głową i ponownie spojrzałam na to co napisał, czy ja śnię?
Po chwili do mnie dotarło, że ten tweet jest prawdziwy. Uśmiechnęłam się lekko, ale co miałam zrobić skoro było na mnie coraz więcej hejtów? Przeglądałam timeline, aż w końcu nie wytrzymałam.


"Dziękuje, za te miłe słowa o mnie. Nie jestem belieberką, ale musiałam iść z siostrą na ten koncert. Czy to źle, że oddałam szansę, prawdziwej belieberce?"


Zamknęłam z fzurią laptopa, i zeszłam na dół do kuchni. Nie odzywając się wzięłam sok, czując spojrzenia rodziców, byłam zła na mamę. Nie chciałam jechać do swojego ojca. Mam do niego dużo za złe, że o nas zapomniał. Jak ja się muszę czuć, mama nie jest jego córką, i nie wie jak to jest. Tęskniłam za nim, owszem, ale byłam na niego zła, że nie zadzwonił, nawet głupiego sms nie napisał. Zamknęłam szafkę i wróciłam na górę. Otworzyłam z powrotem laptopa i spojrzałam na twittera. Włączyłam interakcje, rozszerzyłam oczy. Do mojego tweeta miałam 50RT. Nigdy w życiu, w tak krótkim czasie nie miałam aż tylu RT. Uśmiechnęłam się lekko, ale mój uśmiech zniknął gdy zobaczyłam odpowiedzi do tweeta.
"To ty jesteś ta Jasmine?! :o"
"Haha, dobrze, ze nie poszłaś. Twoja siostra jest zdecydowanie ładniejsza niż ty. lol"
"HAHA, POZDRO DZIEWCZYNKO"
"ależ przemówienie"
"nie wierze, ze jestes Jasmine. ;x" 

Podniosłam brwi do góry, i zaśmiałam się. "Niektóre dziewczyny są naprawdę głupie" - pomyślałam.
Wzięłam telefon do ręki, zadzwoniłam do mojej najlepszej przyjaciółki - Sandry.

-Halo? Jass. Jezu, dlaczego nie odbierałaś ode mnie telefonów? - spytała przerażona.

-Co? - zmarszczyłam brwi. - nie dzwoniłaś.
-Dzwoniłam. 
-Nie ważne. - zrezygnowałam. - Spotkamy się?
-No okej, ale dzisiaj?

-Tak, o 23 Geniuszu. Jutro. Muszę Ci coś opowiedzieć, pewnie słyszałaś już aferę na twitterze?
-Tak, i powiem Ci, że jestem w szoku. - kaszlnęła.
-Dobra, opowiem Ci jak się spotkamy. Pa.

-Pa.

Odłożyłam telefon na miejsce. Spojrzałam na twittera.
"To na pewno nie ona, ktoś się za nią podszywa"

"Żałosna jest ta laska, spoko, że się za tą "Jasmine" podszywa. Pozdro" 
Westchnęłam. Nie przemówisz do rozumu. 80% tweetów o mnie, to były hejty. 20% broniło mnie. Nie chciałam się w nic wdrążać. Niech się kłócą.
Położyłam głowę na poduszce wpatrując się na sufit, siedział sobie tam mały pajączek.
Próbowałam zasnąć. Nie mogłam, za dużo dzisiaj się wydarzyło.

1. Byłam na koncercie Justina Biebera, i miałam być OLLG.
2. Prawie zgubiłam telefon.
3. Jestem hejtowana za to, że oddałam szansę bycia OLLG mojej młodszej siostrze.
4. Justin Bieber wspomniał o mnie i o mojej siostrze na twitterze.

Zdecydowanie za dużo tego. Przejechałam ręką po policzku. Przekręciłam się leniwie z boku na bok, ciągnąc za sobą wielki worek tłuszczu, który dziwnym trafem przyrósł mi do brzucha i wsadziłam łeb pod poduszkę. W końcu zasnęłam.



14 Kwiecień. Setki ludzi. Lecą, pędzą na złamanie karku – potykają się sami o własne nogi, potrącają, łamią obcasy, gubią – jakie to bezmyślnie ludzkie. Ktoś śmieje się, a ktoś płacze, ktoś krzyczy – melodia ludzkich emocji przekrzykuje się nerwowo gryząc jednocześnie klimat tego miejsca. Przewrócone walizki, terminale, strażnicy, bramki, przejścia. Za tamtą szybą są samoloty. Wiozą ludzi do lepszego życia. Zgniotłam w dłoniach pusty kubek po gorącej czekoladzie ze „szpitalnego” automatu i wrzuciłam do kosza, kończąc tym samym refleksje na temat hali przylotów i odlotów. Cóż, najwyraźniej czekolada działa na mnie oszałamiająco.Tak. Dziś był TEN dzień. Wylatywałam razem z siostrą do taty. Nie chciałam, tak bardzo tego nie chciałam. Nie miałam pojęcia jak to wszystko będzie wyglądać. Nie rozumiem, dlaczego akurat teraz tata nas zaprosił do siebie do domu? Aż na 4 miesiące. Może się stęsknił? Cały czas myślałam nad tym. Z moich myśli wyrwał mnie głos mojej mamy.
-Dziewczynki.. to już czas, musicie iść. - słyszałam jak drżał jej głos.  4 miesiące to jednak długo, i nie mogłam uwierzyć, że mama nas puści. Możliwe, że było to spowodowane jej finansami. Ostatnio nie było za dobrze, firma ojczyma zbankrutowała, przez co ponieśliśmy duże straty.
Westchnęłam, będę tęsknić za tą naszą kochaną mamą. Czasami była nadopiekuńcza, ale kochałam ją bardzo mocno, i już na samą myśl, że nie będę jej widziała 4 miesiące, chciało mi się płakać. Samantha przytulała się do Dennisa, a ja do mamy.
-Dzwońcie, piszcie, pilnujcie się wzajemnie. Jass, nie spuszczaj z oku Sammy. Proszę Cię, uważajcie na siebie. - gładziła mnie po poliku.

Pokiwałam głową i jeszcze raz przytuliłam i mamę i tatę.Pomachałyśmy im i przeszłyśmy przez bramkę.  Usiadłyśmy na metalowych siedzeniach wpatrując się w szybę zza której było widać lądujące i przylatujące samoloty.
-Nie chcę lecieć. - powiedziała Samantha.
-Ja też, ale musimy, to nasz tata.
-Ale on się do nas nie odzywał.

-Masz rację, ale przypomniał sobie, że ma dwie córeczki w Polsce.
-Nie chcę iść tam do szkoły. - powiedziała.
-Będę Ci pomagała. - uśmiechnęłam się.

-Ale ja angielskiego nie umiem.
-Spokojnie nauczysz się.

Nareszcie nasz samolot przyleciał. Tyrpnęłam lekko Sammy, która spała na moich kolanach.
-Wstawaj, nasz samolot przyleciał.
-Nie.. - mruknęła.
-Musimy iść.
Wstałyśmy obydwie, zabierając ze sobą wszystkie manatki i kierując się w stronę kobiety która trzymała kartkę z napisem "LOS ANGELES". Dobrze, że w Polsce, są te dream linery, bo nie mam siły na przesiadki, chcę lecieć prosto do L.A i mieć to z głowy. 4 Miesiące. Boże.

*Witamy na pokładzie Samolotu do Los Angeles. Życzymy przyjemnego Lotu*


Taaaa. Przyjemny lot 12 godzin. Na samą myśl aż mnie mdliło. Usiadłyśmy na miękkich fotelach. Miałam najgorsze siedzenie, czyli w środku. Samantha siedziała sobie przy oknie, a ja musiałam znosić słuchanie jakiegoś mężczyzny. Miał może 20 lat? Zarozumiały i arogancki facet. Co chwile chwalił się swoimi zegarkami, iPhonem, iPadem, ale jak przystało na to, że jestem kulturalna, nie zwróciłam mu uwagi, i tylko kiwałam głową i jak było trzeba mówiłam "Wow"
W końcu ogarnął mnie sen. Śnił mi się Justin. Dlaczego akurat on? Wydarzenie z nim miało miejsce ponad pół miesiąca temu, hejty na mnie się skończyły, i nic z nim związanego już nie słyszałam. Czasami Samantha coś powiedziała o nowej piosence itp. Dziwne mam te sny. Obudziło mnie tyrpanie chłopaka.
-A widziałaś moją bransoletkę? - szepnął pokazując mi ją.
-Nie, ale wybacz, chcę się wyspać. Dziękuje dobranoc. - byłam chamska, ale już mnie denerwował. Do wylądowania zostało 8 godzin, a ja przez te 8 godzin, nie miałam zamiaru słuchać, gderliwego Tomka - tak miał na imię, zdążył się pochwalić, nie pytając nawet jak ja mam na imię.
Spojrzałam jeszcze na Samantę, spała na oparciu fotela. Dobrze, że te fotele były dosyć duże, bo nie dało by się wyspać.
Obudził mnie znowu ten sam typ. Otworzyłam oczy, założyłam włosy za ucho i na niego spojrzałam.

-Co?  - syknęłam.
-Mogłabyś nie gadać jak śpisz? - powiedział arogancko.

-Że ja niby coś mówiłam? 
-Tak, jakieś imię.
-Jakie? - wyprostowałam się, kładąc ręce na kolanie.
-Justin czy jakoś tak.

-Co? - spytałam i spojrzałam na niego jak na debila.
-Justin! - powiedział nieco głośniej, przez co moja siostra się obudziła.
-Co Justin? Gdzie? - wstała i zaczęła się rozglądać.
-Śpij dalej, temu panu się coś ubzdurało. - powiedziałam i dyskretnie pokazałam na niego palcem. Kontynuowałam swój "sen" długo on nie potrwał, bo kochany pan Tomek, stwierdził, że zajmuję jego połowę.
-Jak mogę zajmować twoją połowę, jak siedzę na swoim fotelu. - syknęłam.
-Wystawiasz rękę na moje oparcie jak śpisz.

-To nie jest twoje oparcie. Już jest moje. Kto pierwszy ten lepszy. - podniosłam brwi i odwróciłam się w stronę siostry. Grała w Temple Run. 
-Która godzina? - wymamrotałam.
-22:12. Za godzinę lądujemy. - powiedziała mi.
W głowie obliczyłam, że jeżeli mam ustawiony czas polski, to w L.A będzie teraz..13? Tak. Czyli około o 14 będziemy na lotnisku.

-Nie wiem jak ja ten dzień przeżyję. - powiedziałam.
-Ja też nie wiem. - powiedział wkurzający Tomek. Nie z nim rozmawiałam tylko z Samantą. Nie odpowiedziałam mu. 

~~

Odbierałyśmy swoje bagaże. Serce biło mi jak oszalałe. Bałam się spotkania z tatą, nie mogłam sobie wyobrazić jak to wszystko będzie wyglądało. Może mi powie, dlaczego akurat teraz chciał nas tutaj zaprosić.
Usiadłyśmy na ławce. Byłyśmy bardzo senne, bo w Polsce była gdzieś około północy a tutaj 14.
Zmrużyłam oczy, ale nagle usłyszałam polskie zdanie:
-Tam są. - powiedział mężczyzna o znajomym głosie. Obok niego słyszałam stukanie obcasów, spojrzałam w stronę dobiegającego głosu. Wysoki mężczyzna z kobietą.. w ciąży..
Wszystko jasne. 


11 komentarzy:

  1. okurdekurdekurde :o
    świetnie ci to wyszło ^
    czekam na kolejny. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Bo-ski. ;*
    Jest coraz ciekawiej.
    Ej bo nie ogarniam. Czyli jej ojciec zaprosil ja to usa tylko bo jego zonka bd miala dziecko ? ? ? ?

    OdpowiedzUsuń
  3. qwertyuiopasdfghjklzxcvbnm,asdfghjkl;qwertyuiop

    no nie, czemu w takich momentach kończysz? :c

    OdpowiedzUsuń
  4. hahah, i pewnie dlatego pojechaly bo ta laska bedzie miala dziecko ?
    no robi sie ciekawie, bede czytala ; d

    OdpowiedzUsuń
  5. kiedy nastepny?

    OdpowiedzUsuń
  6. kocham,kocham,kocham. ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeej, rozkręca się : d
    Mówię Ci to po raz któryś, ale na prawdę bardzo dobrze wychodzi Ci pisanie tego opowiadania : x
    Czekam na następny, @ohmyniaiier : D

    OdpowiedzUsuń
  8. Zoostalam fanka! :D pisz dalej<3

    OdpowiedzUsuń
  9. Awww, świetne! Nawet nie mam pojęcia co może być dalej ;o ~@justsejswaggie

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny !! Chcę dalej !!

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetny !! :3

    OdpowiedzUsuń