czwartek, 28 lutego 2013

Rozdział 11

Miałam niesamowite gilgotki.  Od razu podskoczyłam do góry i zaczęłam się śmiać, a on tylko pokiwał głową i z uśmiechem odszedł do swoim kolegów.
Podążałam wzrokiem za Justinem, usiadł wygodnie na kanapie powiedział coś do chłopaków i nagle wszyscy obrzucili mnie wzrokiem. Stałam na środku ze skrzyżowanymi rękami, wpatrując się w Justina. Musiało to dziwnie wyglądać. Nagle zaczęli machać. Potrząsnęłam głową i podeszłam do nich siadając na kanapie.
-No to mała, wykaż się. - powiedział Justin pokazując na kule.

-Dlaczego ja pierwsza? - wstałam z miejsca i podeszłam do kul, nachylając się wybrałam fioletową.
-Chcemy się pośmiać. - wypalił Ryan.
Obrzuciłam go złowieszczym wzrokiem. Jak teraz to spalę, upokorzę się niesamowicie.
Nachyliłam się i zamknęłam jedno oko, przekręcając głowę w lewo. Mam ten cel. Wzięłam zamach i rzuciłam. Zamknęłam oczy i podniosłam lekko ramiona do góry. Usłyszałam jak kula obija się o kręgle. Otworzyłam oczy i zobaczyłam wszystkie zbite kręgle. Odwróciłam się i wytknęłam im język. 
*
-Przyznaję, jesteś dobra w kręgle. - zaśmiał się Justin. 
-Wiem. - zarzuciłam włosami. - gdzie jedziemy? - spytałam szukając telefonu w torebce.
-Hm, do Ryana prawda? Muszę wam coś powiedzieć. - po tych słowach które Justin powiedział, całą drogę powrotną zastanawiałam się co chce nam powiedzieć. 
Spojrzałam na lusterko Justina. Widziałam jego oczy. Miał je prześliczne, przechyliłam głowę i oparłam głowę o szybę dalej się wpatrując. Nagle zobaczyłam jego oczy które patrzą się w moją stronę. Zaczerpnęłam powietrza i odwróciłam się w stronę okna. Usłyszałam jego lekki śmiech.
Po chwili wysiedliśmy z auta. Szłam pierwsza, coś było nie tak. Szli za mną i coś kombinowali. Nagle straciłam grawitację i poczułam, że jestem u kogoś na plecach.
-Puść mnie! - wykrzyknęłam bijąc jeszcze nie wiem którego z nich, ale wiem, że byłam na tego kogoś wściekła. Podniosłam głowę i zobaczyłam Justina,Adama i Christiana.
Ryan - skubany debil. W końcu się wydostałam. Poczułam pod sobą moją kochaną ziemię. 
Podeszliśmy do drzwi domu Ryana. Patrzyłam się na kamyczki które były tuż przed moimi butami, podniosłam głowę i zobaczyłam, że chłopcy stoją bezradnie. Zmarszczyłam brwi.
-Nie wchodzimy? - przeniosłam ciężar ciała na lewą stronę.
-Nie mam kluczy. - podrapał się po głowie. - tata powinien już tu być.
Spuściłam głowę w dół.
-Chcecie możemy iść do mnie, ale nie na długo. O 19 wszyscy wracają.
-Czyli godzina? - spytał Adam.
-No, tak.
NIE WIERZĘ. Tak więc, wpuściłam do tego królestwa czystych podłóg i lśniących mebli tą czwórkę, która jeszcze przed chwilą odczyniała przed moją willą dzikie tańce. Ta grupa odchyleńców dojrzała tuż przy bramie sąsiada krzak śnieguliczek i ani im było w głowie powstrzymywać pierwotnych instynktów.  Najdłużej chyba zwlekał Justin, który, z racji tej, iż nie był wtajemniczony w plan i wytoczywszy się jak żelazna armata z samochodu tuż do moich stóp, był co najmniej zdezorientowany. Widząc jednak, że jestem na tyle zdumiona sytuacją, dołączył do kolegów i razem z nimi zgniatał w najlepsze białe kulki. Najpierw Christian zdeptał jedną… drugą… trzecią śnieguliczkę. Potem Adaś zachichotał nieśmiało, a potem wszyscy w porywie jakichś infantylnych instynktów dali się ponieść fali tych emocji. Zaśmiewając się, na wyścigi miażdżyli białe jagódki, obdarzając uradowany chodnik torpedami białych placków. Deptali, zrywali, deptali, śmiali się, deptali, zrywali, deptali. A ja tylko patrzyłam na to z rosnącym w oczach przerażeniem. Tak jest. Zdecydowanie wiedziałam już, co czuje lekarz w zakładzie psychiatrycznym na widok hucznej imprezki mieszkańców. Nie miałam za to pojęcia, skąd wziąć jakieś kagańce ani kaftany bezpieczeństwa – zostało mi tylko poczekać, aż się zmęczą. Na moje nieszczęście, energia dopisywała im wręcz wybitnie. I tak przez cały wieczór.
Adam przebiegł mi właśnie z radością przed oczyma z Ryanem uwieszonym mu na plecach.
- JASMINE, CO TAK STOISZ, RUSZ SIĘ! – krzyknął Christian, który testował właśnie wytrzymałość jednej z kanap w salonie, skacząc po niej. Uśmiechnęłam się lekko.
-STOP. - powiedziałam głośno, na co każdy z nich spojrzał się w moją stronę. Podeszłam do Justina i usiadłam obok niego, spojrzałam na Ryana i Adama którzy stali z zawieszeniem.  Kiwnęłam głową, żeby podeszli.
-Justin, miałeś nam coś powiedzieć. - położyłam ręce na kolanach.
-No tak.
-No właśnie. - podniosłam brwi i oparłam się wpatrując się w niego.
-No.. Za miesiąc się tu wprowadzam. - powiedział strzelając palcami.
Wszyscy siedzieli w ciszy.
-Jak to?  - przechylił głowę Ryan - to znaczy.. CIESZYMY SIĘ STARY.
I właśnie zostałam przygnieciona przez trójkę chłopaków, którzy rzucili się na Justina, peszek chciał, że siedziałam obok Justina i zostałam przygnieciona czyimś kolanem, plecami i butem. Taaaa.
-A czemu dopiero za miesiąc? - spytałam.
-Muszę jeszcze kilka koncertów dać, wywiady, i dopiero za miesiąc się tu wprowadzam.
-Aaaaaa.. - zaśmiałam się.
-Będę bliżej was. - zaśmiał się.
-Awwww..
-HUG? - spytał Adam.
-HUG! - wykrzyknęłam.

~~~

SIIEEEEMMKKKAAAA ♥ Dziękuje, dziękuje, dziękuje, za te wyświetlenia! I komentarze. 
Mam ogromną prośbę.
Dla was to 20 sekund, a dla mnie naprawdę dużo, czytasz - komentuj. 
KOCHAM WAS. 

wtorek, 26 lutego 2013

Rozdział 10

 Wmurowało mnie. Nie wiem czy to dziwne, ale cieszyłam się z każdego sms jak małe dziecko które dostało lizaka. Szczególnie od kogoś takiego jak Justin Bieber. Szczególnie bałam się reakcji siostry, jak może zareagować na to, że kumpluję się z tym sławnym Justinem. Czy ja właśnie powiedziałam "kumpluję" ? Raczej można tak to ująć.
Trzymałam telefon w ręce. W momencie ręce mi się spociły i ślizgał mi się telefon. Wytarłam ręce o tył spodni i wystukałam literki na telefonie.

Do: Justin

Chętnie, nudzę się i możemy gdzieś wyjść. :D

Odłożyłam telefon na bok i pobiegłam do kuchni po coś do picia. W kuchni stała naburmuszona Chloe. Żeby nie być nie miłym, spytałam o co chodzi.

-Podobno Justin Bieber jest w L.A ktoś go kiedyś widział.
-Oo.. Naprawdę? - udałam głupią.
-No. Podobno był z jakąś laską na spacerze i szli za rękę. - zmarszczyłam brwi.
-Naprawdę? A kiedy to było?
-No Wczoraj wieczorem
Zaśmiałam się. Jacy ludzie są głupi, potrafią wszystko odwrócić jak kota ogonem.
-Aha, no tak. Pewnie plotki. - uśmiechnęłam się. Ta tylko na mnie spojrzała i odpowiedziała.
-Jak możesz się uśmiechać? Justin sobie znalazł następną, niedawno była Selena, a teraz jakaś inna, Boże. THAT SHOULD BE MEEE.. - zaczęła nucić jakąś piosenkę.
Podniosłam brwi do góry i po schodach wróciłam do pokoju. Panował tam wyjątkowy porządek, tak to jest jak Jasmine zostaje sama na całe rano i nie wie kompletnie co ma robić. Podeszłam do łóżka i zobaczyłam jedną wiadomość.

Od: Justin

Będziemy po Ciebie o 15 :) 

Zadrżały mi ręce. Nie zgodziłam się! Powiedziałam, że możemy wyjść, a nie, że chcę wyjść. No ale, odpuszczę mu. Zaśmiałam się do siebie i zastanawiałam się co mam założyć na siebie. Otworzyłam szafę, i wyciągnęłam spodenki i bluzkę. Nie wyglądałam odstrzałowo, sama taka nie byłam. Poszłam wyprostować włosy i zrobiłam lekki makijaż. Pozostało mi pół godziny, zanudzę się tu na śmierć. Przysięgam. Spojrzałam na siebie jeszcze raz w lustrze.

-Yo,Jass. - wykrzyknęli gdy wyszłam przed dom. Spojrzałam na siebie i zobaczyłam głowę Ryana wychylającą się przez szybę w samochodzie.
-Dlaczego jedziemy autem? - spytałam mrużąc oczy. Podeszłam bliżej.
-Justin Bieber. - powiedział Adam z pełną buzią.
-aaaa - walnęłam się z otwartej w czoło, na co oni się zaśmiali.
-Nie chcę siedzieć z tyłu. - weszłam i usiadłam obok Adama.
-Masz pecha, mała. - wytknął mi język Ryan.
Co za.. Nie jestem mała. Może mam 165, ale to nie jest mało, a po za tym.. skubany jest w moim wieku, tak samo jak Justin.
-Gdzie jedziemy tak w ogóle?  Wiem, że na miasto, ale gdzie?  - spytałam poprawiając okulary.
-Zmieniły się nieco plany.
-To znaczyy.. ? - przeciągnęłam. 
-Jedziemy na kręgielnie.
Ciekawe jak pojedziemy tam, raczej będzie tam dużo ludzi i sobie nie pogramy, Justin Bieber i od razu akcja będzie się w okół nas toczyła.
-Jak? - spytałam odchylając głowę w tył.
-Normalnie? - powiedział kpiąco, Justin.
-Tak, tylko, że ty jesteś Justin Bieber.
-Wiem. - zaśmiał się.
-No właśnie? - wyciągnęłam ręce przed siebie z nie do wierzeniem.
-Spokojnie mała. - zaśmiał się patrząc w lusterko
-Nie mówcie na mnie mała. - syknęłam.
-Ale jesteś mała. - podkuliłam nogi i spojrzałam się w szybę.
Poczułam jak czyjaś ręka klepie moje kolano. Spojrzałam na osobę która mnie klepała.
-Jesteś mała, jesteś. - zadrwiłam i ponownie się odwróciłam do szyby.
-Jesteśmy. - Justin klasnął w ręce
Wyszliśmy z auta. I szliśmy w kierunku kręgielni.
-O BOŻE TO JUSTIN BIEBER!!!!!!!! AAAAAAAAAAAAAAAAAA!!! - usłyszeliśmy piśnięcie fanek.
-Idźcie już, ja zaraz do was dojdę. - szepnął do nas i poszedł w stronę fanek.
Był kochany, pomimo, że umówił się z nami, poszedł do swoich fanów, było to miłe z jego strony. Stanęliśmy przy blacie i dostaliśmy jakiś kluczyk.
-Kluczyk na kręgielnie? - zmarszczyłam brwi.
-No mamy prywatną salę.
-Aaaa. - zaśmiałam się i szłam za chłopakami którzy szli na górę.
Zobaczyłam przed sobą przytulną kręgielnie. Chłopcy siedzieli już na fotelach a ja stałam w progu ze skrzyżowanymi rękami na klatce piersiowej.
Nagle poczułam jak ktoś wetknął palce w moje żebra, przez co podskoczyłam do góry. Odwróciłam się z uśmiechem i zobaczyłam uśmiechniętego Justina, który się mi przyglądał.

~~

Joł, przepraszam, że taki krótki, ale mało czasu, i wiecie. Postaram się jak najszybciej dodać rozdział
kocham was. dziękuje, że mnie w ogóle czytacie. Powiem wam tyle, że kolejne rozdziały będą dla was dużym zaskoczeniem, i myślę, że nawet się tego nie spodziewacie. Haha, jak myślicie co się wydarzy w następnym rozdziale? 
KOMENTUJCIE. 

niedziela, 24 lutego 2013

Rozdział 9

Chłopcy poszli. A ja siedziałam forever alone w domu, nie mając do do roboty. Odpakowałam swojego iPhone i zaczęłam się bacznie mu przyglądać, była to nowsza wersja. Cieszyłam się jak małe dziecko. Musiałam teraz tylko spisać kontakty, bo mam nową kartę i nic a nic na niej nie ma. Włączyłam "Kontakty" i zobaczyłam cztery imiona razem ze zdjęciami.

Ryan ♥

Ryan_butler_large
Adam ♥
488022_416895825066843_358784877_n_large
Christian ♥
481360_118730381631322_1219712077_n_large
Justin♥
295683_308446975944913_1920970625_n_large

Skubani robili sobie zdjęcia moim telefonem i wpisali swoje numery.
Pewnie milion dziewczyn krzyczałoby z zachwytu na moim miejscu. Odłożyłam z powrotem telefon na półkę. Okazało się, że kumple zostają na tydzień u Ryana, a potem wyjeżdżają w dalekie strony, czyli na drugi koniec kraju.
Miałam na sobie nowe, kupione przez Carly ciemne rurki, pomarańczową, hippie bluzkę-worek i ukochaną kurtkę jeansową z wysokim kołnierzem. Włosy spięłam w niedbałego koczka i usiadłam z tatą w salonie, nudziłam się dzisiaj i nie miałam co robić.
Położyłam się na moim łóżku i wpatrywałam się w lampę, czułam się dosłownie jak forever alone.
I nagle ciszę przerwał ostry dźwięk, dzwoniąc w uszach.Wzdrygnęłam się, a zaraz potem zaczęłam szukać po omacku telefonu. Danza Kuduro ustawiona na sygnał wiadomości tekstowej w najlepsze dzwoniła gdzieś poza moim zasięgiem.

Że też… Jest, mam, mam! Odetchnęłam z ulgą i odchyliłam się lekko na poduszce. Co za idiotyczny automat wysyła ludziom powiadomienia o tej porze? Nerwowo śląc w myślach wiązankę w kierunku nadawcy smsa, kiedy… Sama nie wiem. Piorun? Grzmot? Pamiętam tylko, że nagle stało mi się jasno przed oczyma – to już chyba było dla mnie zbyt wiele. Reakcja z każdym razem była bardziej spektakularna, ale czemu tu się dziwić? Widząc na ekranie telefonu hipnotyzujące "Justin"
BOŻE! Nie, nie umiem powstrzymać emocji. Spotkanie, koncert,telefon, spotkanie, wiadomość… Nie wiem, dlaczego taki gwiazdor to robi. Nie wiem i nie chcę wiedzieć, byleby robił to jak najdłużej. Cieszyłam się jak trzynastolatka, która po raz pierwszy w życiu chodzi z chłopakiem i traktuje go jak największy skarb.


Od:Justin

Co robisz dzisiaj? 



Drżącymi rękami odpisałam najbanalniejsze zdanie, jakie przyszło mi do głowy. Nigdy w życiu tak bardzo nie denerwowałam się tym, jak zostaną odebrane moje słowa przez chłopaka. To nic, że tych wyrazów było niewiele. To nie historia na teraz.

Do: Justin

Nudzę się. A wy?



Przez dokładnie dwie minuty i czterdzieści trzy sekundy wpatrywałam się w telefoniczny zegarek jak zaczarowana, jednocześnie modląc się w duchu najgorliwiej jak potrafiłam. Odczytał? Czy nie? Dlaczego nie pisze? A może pomyślał, że jestem głupia? 

Od: Justin

No bo my właśnie też. :') Co myślisz o wspólnym wyjściu na miasto?

~~
Siemka, wiem, że byłyście zadziwione, że tak często dodawałam rozdziały, ale miałam ferie, i miałam dużo czasu. Od jutra mam szkołę, i rozdziały nie będą pojawiały się tak często jak dotychczas. Dziękuje, że czytacie moje wypociny.

#MUCHLOVE
Sandra. ♥


KOMENTUJCIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE x 


Rozdział 8

-Bo twój tata jest teraz u mojego taty, geniuszu. -  powiedział Ryan.
-Jakim cudem.. przed chwilą z nim gadałam.
-No, właśnie był tu przed chwilą, dał papiery i wyszedł z powrotem. Więc pomyśleliśmy, że może ty siedzisz na laptopie, i raz kozie śmierć. Nie spodziewaliśmy się, że odbierzesz. - zaśmiali się.

-A jednak. - poprawiłam włosy. 

Przeciągnęłam się jak leniwa kocica. Gadałam z chłopakami ponad 2 godziny. W końcu przerwała nam moja siostrzyczka, bo stwierdziła, że jest za głośno. 


Nieśmiałe słońce otoczyło opiekuńczym promyczkiem zaspane ramy okien, ścierając z szyb ostatnie krople deszczu. Odbiło się delikatnie od mokrego szkła, wnikając od niechcenia w jego śliską strukturę i przeganiając ostatnie oznaki przedwczorajszej nawałnicy. Deszcz w L.A nie był częstym zjawiskiem. Siedziałam, owinięta od nowa dziesiątkiem tysięcy koców i kołder na łóżku, oparta plecami o zimną ścianę. Chłonęłam jej spokój i opanowanie. Jakkolwiek to brzmi – ściana była w tamtym momencie moim największym autorytetem. Nie chciałam wstawać. Była 9 rano, słyszałam ciągłe wchodzenie i schodzenie po schodach. Przeczesałam włosy palcami i otworzyłam drzwi. Jasne światło na chwilę zraziło moje oczy. No, tak lepiej. Zeszłam kilka stopni niżej i zobaczyłam stojącą w kuchni blondyneczkę. Miała na sobie różowy szlafrok, i ręcznik na głowie. Spojrzałam na nią, zobaczyła mój wzrok i uśmiechnęła się. Wytrzeszczyłam oczy gdy ruszyła w moją stronę. Chciałam się wycofać, ale nie wypada no nie?
-Jestem Chloe! - powiedziała tak słodko, że myślałam, że zwymiotuję tam na nią.

-Ym.. Jasmine. - uścisnęłam lekko jej dłoń.
-Będziemy siostrami. - zaczęła klaskać w dłonie i skakać z uśmiechem od ucha do ucha.
Zmarszczyłam brwi.
-Nie Cieszysz się? - zrzedła jej mina.

-Ja.. Oczywiście, że się cieszę, tylko jestem jeszcze trochę zaspana. 
-A oczywiście. hug? - rozłożyła ręce.
Pokiwałam głową i niechętnie ją przytuliłam.
Mój tata wyszedł z sypialni i spojrzał na Chloe.
-Hej Jass, jak się spało?

-A dobrze. - odpowiedziałam mu, machając ręką. 
Wróciłam na górę i stęknęłam głośno gdy zobaczyłam stertę ciuchów w szafie.
-Co ja mam założyć. Jezuu. - przeciągnęłam. - muszę jakoś wyglądać przy niej.
Mówiłam sama do siebie, wiem, że to dziwne. ALE podobno to sprawia, że ludzie są bardziej inteligentni. Nie, w moim przypadku to nie możliwe.
Odeszłam od toaletki, jednocześnie poprawiając nieznośne włosy, i spojrzałam na zegarek. Dziewiąta dwanaście? Co ja będę robiła przez cały dzień? Wyszłam do pokoju, był pusty. Gdzie jest Samanta?

-Jasmineeeee! Możesz przyjść tutaj na chwilę?
Zeszłam na dół i weszłam do salonu. A w salonie oniemiałam.
Wszędzie, dosłownie wszędzie, porozwieszano różowe wstęgi, balony, serpentyny i kokardy. Gdziekolwiek człowiek nie spojrzał, dostawał oczopląsu, a po głowie latało mu radosne hasło „Happy 19 Birthday”. Ogólnie rzecz biorąc, wystrój był żywcem zerżnięty ze studia My Super Sweet Sixteen z MTV. 
Podsumowując – american dream. Ale w ogóle o co biega, co jest, Chloe ma urodziny? Zmarszczyłam brwi.
Z kuchni, równie po różowionej, wyskoczyła ta radosna czwórka. Chloe, z tym samym sztucznie lukrowanym uśmiechem i z piszczałką w zębach, ubrana w kuse szorty i luźną bluzeczkę, Carly w długiej sukience boho i w koku, z uśmiechem szerokim jak oferta biura podróży Teofil, oraz mój ojciec w RÓŻOWYM (i don’t want to live on this planet anymore) garniturze i z imprezową czapeczką na głowie. Tylko ja pasowałam do nich jak kwiatek do kożucha. Jak zwykle z resztą.

- HAPPY BIRTHDAY JASMINE! – wrzasnęli nagle na trzy cztery, a potem z dziwnego otworu w suficie poleciało różowe konfetti w kształcie szesnastek, prosto do mojej otwartej ze zdziwienia gęby.
Shit might happen. CZY DZISIAJ JEST 20 KWIETNIA?

Hm.. Czasem fajnie mieć bogatego tatę. Dostałam lustrzankę, o której zawsze marzyłam. Od Carly dostałam sukienkę (ble, ale muszę w niej chodzić, żeby nie było jej przykro) od mojej siostry dostałam bransoletkę z Charmsami, a od Chloe Uwaga.. ZESTAW KOMEDII ROMANTYCZNYCH. No, liczy się gest.
Tata pojechał do biura, Carly była na zakupach z Chloe, a Samanta już w szkole, jestem sama w domu. No tak.
Ubrana w spodenki i moją ulubioną bluzkę wędrowałam po całym domu i robiłam zdjęcia moją nową lustrzanką. Postarali się z tym wyglądem mieszkania.
Szłam, szłam i nagle usłyszałam dzwonienie telefonu stacjonarnego w całym domu. Odbierać czy nie? Odbierać czy nie? Może to coś ważnego.

Odebrałam.
-Hello?
-Jasmine? Tu mama.

Przełknęłam gulę w gardle, i odpowiedziałam.

-Cześć. 
-Wszystkiego najlepszego skarbie, dlaczego nie odbierasz telefonów?
-Mam zepsuty.  - powiedziałam oschle.

-Jak się trzymacie? Coś nie tak?
-Mamo, nie udawaj głupiej, proszę. - powiedziałam.
Zatkało ją.
-Jak.. co? O co Ci chodzi?
-Znam prawdę.
Rzuciłam słuchawką i wróciłam na górę. Zamknęłam drzwi i usłyszałam dzwonek do drzwi.
Cholera. Zamknęłam drzwi i zbiegłam po schodach. Otworzyłam i zobaczyłam całą czwórkę.
Ryan, Justin, Adam i Christian. 

Mieli w ręce jakiś prezent. Nie możliwe, sama zapomniałam o moich urodzinach, a co dopiero oni.
-Odkupiliśmy Ci iPhona! - powiedział Justin.
-Awww, Dziękuje. - odebrałam go i zaczęłam oglądać go z każdej strony. - chcecie wejść?
-Pewnie. 

Weszli i zaczęli się rozchodzić gdzie chcieli. Nagle usłyszałam głośny śmiech. FUCK. Pomyślałam o dekoracjach, które były i w kuchni i w salonie. Weszłam do salonu, a oni stali z uśmiechami na pół metra.
-Happy Birthady to youu, Happy Birthday to youuu, Happy Birthady to Jasmine, Happy Birthady to you! - zaśpiewali równo.
-Grupowy Hug? - zaproponował Adam.
-Grupowy Hug! - powiedziałam.
*HUUUUUUUUUUUUUUUUUG*

~~


joł. :D haha, dziękuje, za tak miłe komentarze.Jesteście boscy. :) ♥

KOMENTUJCIE, KOMENTUJCIE ;* 

sobota, 23 lutego 2013

Rozdział 7

Wszyscy sobie siedzieliśmy w basenie śmiejąc się w niebo głosy. 
-Zaraz, zaraz, gdzie daliście mój telefon który mi wyjęliście z kieszeni?- powiedziałam z krztą strachu w głosie.
Zamilkli.
-Justin miał go w kieszeni. - powiedział Christian.
Przeniosłam wzrok na Justina który stał z otwartą buzią. Wytrzeszczyłam oczy. A ten wyjął z kieszeni mojego mokrutkiego iPhone. Zbierałam na niego rok! 
-Mó-Mój.. Mój iPhone. - powiedziałam przestraszona, lekko zabierając go z jego dłoni.

-Ja.. Przepraszam, ja Ci kupię nowego. 
Przeniosłam na niego wzrok i powiedziałam:
-Nie, nie trzeba serio. Może wyschnie. - powiedziałam optymistycznie i usiadłam na krawężniku basenu.
Wszyscy stali na swoich miejscach co poprzednio z otwartymi buziami. Próbowałam go włączyć. Nic. Czyli po iPhonie. 


Siedzieliśmy wszyscy w salonie jeszcze lekko mokrzy. Nie tylko ja straciłam iPhone'a. Justinowi też się zepsuł.
-Co ty taka smutna? - spytał Ryan obejmując mnie.
Spojrzałam na niego i powiedziałam:
-Mój iPhone.. 

-Justin Ci kupi nowego, prawda?
-Tak, kupię Ci.
-Nie Justin, to był wypadek. Mogłam was nie ciągnąć za mną gdy mnie wyrzuciliście do basenu.

-Nie, mamy karę. I bez dyskusji Ci go kupię. - powiedział poprawiając koszulkę.
-Nie, to moja wina, słyszałam was w łazience, mogłam sama o tym pomyśleć i go zostawić na szafce.
-Jasmine! - powiedział głośniej.
Przerażona na niego spojrzałam.

-Kupię Ci go.
Westchnęłam.
-Ja już muszę iść, i.. ten.. no.. odprowadzilibyście mnie?
-Tak, oczywiście. - powiedzieli i wstali szybciej ode mnie.
Poszłam na górę mówiąc to chłopakom. Wchodziłam do pokoju Ryana i podniosłam torbę lekko się nachylając. Gdy się odwróciłam zobaczyłam wchodzącego do pokoju Ryana, Justina. Spojrzał na mnie przepraszająco.

-Jezu, nie smuć się tak. To tylko telefon, uśmiechnij się. - powiedziałam z uśmiechem, ten tylko na to się zaśmiał.
-Myślałem, że się na mnie śmiertelnie obrazisz. - odetchnął zabierając swoją bluzę z podłogi.
Zeszliśmy razem po schodach śmiejąc się i mówiąc, jakie to my sieroty.
Pożegnałam się z tatą Ryana i wyszliśmy. Było dosyć zimno, w końcu byliśmy cali mokrzy, a był już wieczór.
Szliśmy śmiejąc się cały czas. W końcu podeszliśmy pod mój dom.

-No to dziękuje, za fajny dzień. Cześć. - pomachałam im.
-A gdzie grupowy Hug? - powiedział Adam.
Westchnęłam i rozłożyłam ręce, przytuliłam ich całą czwórkę. Oni się zaśmiali i odeszli. 
Cała roześmiana podeszłam pod bramę, czując, że zaraz się wywrócę. Cholernie bolały mnie łydki od latania w górę i w dół, głowa pulsowała mi w jakimś nieznanym rytmie, ale w gruncie rzeczy chciało mi się śmiać, tańczyć i robić mnóstwo innych nieprzyzwoitych rzeczy – dosłownie jakbym była pod wpływem. Ale byłam czyściutka! Po prostu nie mogłam uwierzyć, że chłopcy są taką duszą towarzystwa i jak świetnie mogę się z nimi bawić.
Weszłam do domu i z wielkim uśmiechem na twarzy przywitałam tatę i Carly. Carly i tata nie mieli wesołej miny, zmarszczyłam brwi i spytałam o co chodzi.

-Hmm.. moja córka przyjeżdża. - powiedziała Carly. Na co tata się odwrócił i spojrzał w sufit z westchnięciem.
-Ym.. Nie powinniście się raczej cieszyć? - powiedziałam z przymrużonymi oczami.
-Nie, nie cieszymy się. - powiedział tata.

Jak on taki może być? Córka jego żony przyjeżdża a on się nie cieszy?
-No spoko. - powiedziałam podnosząc brwi.
Carly westchnęła.

-Jasmine, nie wiesz jak jest.
-A jak jest? 
-Do tamtego roku Chloe mieszkała razem z nami. Ale, wróciła do ojca.
-Dlaczego? - spytałam obierając mandarynkę.

-Okradała twojego tatę, nałogowo. - przetarła czoło.
-Dajemy jej ostatnią szansę wrócenia tutaj. Jeżeli będzie się coś tu działo, masz nam powiedzieć Jass. - powiedział pokazując na mnie palcem, tata.
-Dobrze, a kiedy przyjeżdża?
-Jutro rano. 

Pokiwałam głową i wróciłam na górę. Zastałam siostrę przy laptopie.
-Co robisz?
-Ćwiczę.
-Co?
-Angielski.
-Ooo.. Z jakiej okazji? - zdjęłam bluzę.
-Jutro idę do szkoły.
-Angielskiej?
-Nie, Polskiej, ale chcę się wykazać.
-Daleko jest ta szkoła?
-Tak, 40 minut drogi.
-Nie jest źle. - odparłam szukając piżamy w szafie. 
-Ja idę pod prysznic. Posprzątaj tu trochę. - pokazałam na podłogę na której była sterta ciuchów.

Leżałam już w łóżku z laptopem taty, i przeglądałam facebooka. Nudy, nudy. Skype, +1. Turururuurr.
Kliknęłam zieloną ikonkę z podskakującą pomarańczową jedynką. Prośba o dodanie do kontaktu, sexycookiee94. Kogo znowu tutaj niesie? Nie, dziękuję, nie jadam pedofilów.
Skoro nie jadam, to po co zaakceptowałam? Na Boga, to było konto taty.
Nie minęła minuta pełna rozkminiania, kto też ukrywa się pod nazwą seksownego ciasteczka, kiedy rozdzwonił się dzwonek połączenia internetowego. No sexycookiee, jak Boga kocham.
You Only Live Once. Akceptuj.
Miałam ochotę strzelić sobie teraz w łeb.
Z niewielkiego, niebieskiego ekranika uśmiechał się do mnie, jak szalony, Pan Mister Robienia Niespodzianek, Ryan razem ze swoją zgrają. Czyli Justin,Adam i Christian. 
Roześmiałam się nerwowo, a potem aż zakryłam z przejęcia usta. Sexymuffinki machały do mnie jak szalone, potem zaczęli rozdawać buziaczki, nie spodziewali się. 
-Skąd macie skypa mojego taty?! I.. jakim cudem w ogóle, wiedzieliście, że to ja siedziałam na skypie?

Rozdział 6

KOMENTUJCIE! :) 


-Naprawdę? - uśmiechnęłam się.
-To znaczy, jak wyrobi się i przyjedzie dzisiaj.
-Fajnie. - powiedziałam.

-Nie piszczysz, jesteś spoko. 
Spojrzałam na niego pytająco.
-Zawsze jak mówiłem jakiejś mojej koleżance o tym, że przyjaźnie się z Justinem, to piszczały. Nie wspomnę o tym, jak chciałem je z nim zapoznać. - nerwowo podrapał się po czole.  - to mój dom. - pokazał ręką.
Faktycznie nie mieszkał daleko, uśmiechnęłam się, a ten przepuścił mnie. Otworzył przede mną drzwi i kazał wejść. Od razu gdy weszłam usłyszałam głośne śmiechy. Zdjęłam buty i wstałam. Przede mną stał ojciec Ryana.
-Dzień Dobry. - odparł.

-Dzień Dobry. - pokiwałam głową.
-Nie sądziłem, że Cię jeszcze zobaczę - wydął usta.
Uśmiechnęłam się nieśmiało i włożyłam ręce do tylnych kieszeni w moich spodniach.
-Idziesz? - pokazał na schody, odwracając głowę.

Zwinęłam usta w cienką linię i pokiwałam głową.  Szłam krok w krok za Ryanem. Otworzył drzwi i zobaczyłam 2 chłopaków, gdy mnie zobaczyli ogarnęli się i wstali.
-Jestem Christian. - wyciągnął rękę w moją stronę.
-Ja jestem ten najładniejszy - zrobił flicka swoimi włosami - Adam.
-Ja jestem Jasmine. - odparłam.
-Wiemy. - zaśmiali się.
Usiedliśmy wszyscy na kanapie, siedzieliśmy w ciszy w końcu Christian nie wytrzymał i parsknął śmiechem. Wszyscy wymienili się spojrzeniami  i w końcu wyszło tak, że każdy się śmiał. Z niczego.
-Z czego się śmiejemy? - spytał Adam.

-Nie wiem - rozłożył ręce Ryan i kontynuował śmianie się. 
-Więc Jasmine.. - powiedział Adam gładząc swoje kolano.
-Nudzi mi się. - przerwał Christian.

I tak, już po chwili, tańczyłam dziwny taniec z Adamem w wannie, biegałam w dół i w górę po schodach z Ryanem, śpiewając intro do pociesznej bajki o Scooby Doo, zaśmiewając się w niebo głosy… Cóż, sąsiedzi muszą swoje wycierpieć. Christian leżał na łóżku jedząc jakieś słodycze śpiewając co chwilę " My Boy lollipop "
-Czekajcie Justin dzwoni. - wszyscy spojrzeli się na Ryana.  -Będzie tu za 10 minut. - zaśmiał się.

O Boże, jestem dziwna. Ale nie chcę się z nim spotkać, Jezu boje się. 
-Co masz taką minę. - zaśmiał się Adam patrząc się na mnie.
-Ja.. Nic, nic. 
-Fanka?  - spytał się Christian, Ryana.
-Nie, o dziwo. - uśmiechnął się.
Ścisnęłam swoją szczękę, poprawiając lekko grzywkę.
-Tylko nie piszcz jak tu wejdzie, on tego nie lubi. - chwycił mnie za ramię Christian. 
-Spoko.. A poza tym, ja za niedługo muszę iść.
Tak naprawdę nie musiałam iść, ale chciałam uniknąć spotkania z Justinem.

-Helloooooooooooooooooooooo! - wykrzyczał lekko znajomy mi głos z dołu.

-Justin Przyjechał. - wszyscy chłopcy wylecieli jak na zawołanie.
Zostałam sama w pokoju, może powinnam zejść tam na dół? Przywitać się. Podeszłam bliżej drzwi i próbowałam podsłuchiwać.

-Mamy gościa.
-Kogo? - spytał Justin.
-Znasz ją hehe. - powiedział Ryan.

-Rly? Miał być to męski wieczór. 
-Ładna jest, więc jest spoko.
-No zaraz się przekonamy
I usłyszałam kroki po schodach do góry. Stałam na środku w pokoju,  kręcąc się dookoła, chcąc się gdzieś schować. Złapałam się za głowę. I nagle drzwi się uchyliły. A ja stałam na środku z rękami na głowie i zdezorientowaną miną. 
Czuliście się kiedyś jednocześnie tak szczęśliwi i tak przybici, że to niemal zabijało was od środka?
-Mamy dla Ciebie niespodziankę Jaasssss. - Ryan przeciągnął moje imię.
-Jaką? - zaśmiałam się i udawałam, ze nic nie wiem.

-Przyjechał tutaj taki chłopak. - powiedział Christian.
-Hm.. Ciekawe kto to. - położyłam palec na brodzie.
Zza drzwi wychyliła się głowa Justina. Spojrzał na mnie i zmarszczył brwi. Wiedziałam, że pięknością nie jestem, ale, że aż marszczył brwi na mój widok. Oh God Why?
-Ja Cię znam. - pokazał na mnie palcem.

-Hmm.. - spojrzałam się w podłogę. - na koncercie w Polsce, można powiedzieć, że mnie poznałeś.
Zrobił minę pytającą.
-Wiesz, mam ponad 30 milionów fanów, i nie pamiętam każdego po kolei. - zaśmiał się podchodząc bliżej. 

-Jestem Jasmine, miałam być OLLG, ale została nią moja siostra. - nerwowo bawiłam się palcami.
-Aaaa, zgubiłaś też telefon ? 
-Tak.
-Too.. jakim cudem ty jesteś w L.A? 
-Mam tutaj tatę, i zamierzam tu zostać na jakieś 4 miesiące. - pokiwałam lekko głową. 
-Fajnie. 
Ominął mnie i usiadł na kanapie. Zmarszczyłam brwi, odwróciłam się i zobaczyłam 4 siedzących chłopaków na kanapie. Jakim cudem już wszyscy tam siedzieli? Są szybcy. 
-Ja za chwilę muszę iść.
-Jesteś tu od pół godziny. - powiedział Adam.
Przełknęłam ślinę.
-No tak, ale.. nie chcę wam przeszkadzać, a poza tym miał to być wasz męski wieczór. - mówiłam na jednym wydechu.
-Spokojnie. Denerwujesz się mówić przy mnie? - zaśmiał się Justin.
-Nie, po prostu boję się, że powiem coś źle po angielsku i zbłaźnię się przy was.Bo mój angielski nie jest perfekcyjny taki jak wasz.
-Spokojnie, jest dobrze. - powiedział Adam, po czym chłopcy go poparli.
Skłamałam. Denerwowałam się. Dlaczego? Normalny chłopak. Przy Adamie, Christianie i Ryanie się nie denerwowałam.

-Obiecałem dzisiaj twitcama. Chodźcie tu wszyscy. - powiedział klikając coś w laptopie. Wszyscy już obok niego siedzieli, tylko nie ja.
-No chodź. - powiedział Justin, patrząc się cały czas w laptopa. 

-Dobrze, ale muszę iść do ubikacji. - pokazałam na włosy, które były w okropnym stanie.
-Okej. - powiedzieli równo.

Podeszłam wolno do toaletki i uśmiechnęłam się lekko do swojego odbicia w lustrze. Wyładniałam. Opalone lekko policzki, śmiejące się oczy i uśmiech, powoli nabierający pewności siebie. Lubiłam w sobie te zmiany. Niespodziewana dawka szczęścia w ilościach, można by powiedzieć, zdecydowanie przeważających normy, do jakich przywykłam, działała na mnie wręcz  wyśmienicie. To lepsze niż tran, jakiekolwiek lekarstwa czy beznadziejne, wypakowane po brzegi chemią proszki na włosy, skórę i paznokcie.
Przysunęłam się do drzwi.

-Denerwuje się. Musimy ją trochę rozruszać. - powiedział Justin.
-Wiem co zrobimy. - powiedział Christian, po czym Ryan go uciszył.
-Złapiemy ją wszyscy i wrzucimy ją do basenu.  - powiedział ciszej Adam.
-Okej, chodźcie pod drzwi.

Podniosłam brwi do góry, i się zaśmiałam. Wyszłam i udawałam zaskoczoną. Ci tylko się uśmiechnęli. Ryan mnie za nogę, Christian za drugą, a Justin pod pachy. Adam bacznie pomagał im, otwierając drzwi. Ja tylko się śmiałam, nie udawałam zaskoczonej. Nagle chrząknęłam.
-Tylko wyjmijcie mój telefon z kieszeni. - byli zaskoczeni.

-Podsłuchiwałaś nas? - zapytał Christian.
-Mówiliście głośno! 

PLUSK. WSZYSCY WYLĄDOWALIŚMY W BASENIE. 


piątek, 22 lutego 2013

Rozdział 5

CZYTASZ  -  KOMENTUJ - PROSZĘ. ☻
opinie są dla mnie ważne. 

-Erm..Jasne. - powiedziałam w lekkim szoku, ten tylko włożył ręce do kieszeni i się uśmiechnął. Słodki był ten jego aparat. Oddałam mu telefon z powrotem do ręki. Pomachał mi i wyszedł. Stałam nadal w tym samym miejscu. Tata do mnie podszedł i spytał:
-Podoba Ci się ten chłopak? 
-Nie.. Tato, nie, co ty wygadujesz. - uśmiechnęłam się machając ręką.
-Dobra, lećcie już spać. - podrapał się po policzku i odszedł. Wchodziłam po długich schodach wpatrując się na zdjęcia wiszące na ścianie, na jednym się zatrzymałam. Spojrzałam bliżej i zobaczyłam mnie, tatę i Samantę. Uśmiechnęłam się, to zdjęcie było takie stare. Ja w czerwonym kapeluszu, Samanta jako malutkie dziecko, a Tata robiący śmieszną minę za nami. 
Po odświeżającej kąpieli, weszłam pod kołdrę. Do pokoju zapukał tata.
-Dziewczyny zostaniecie jutro same z Carly do 3 po południu.
-Dobrze. - odparłyśmy.
-Dobranoc. - zgasił nasze światło.

Leżałam sobie w moim ślicznym i mięciutkim białym łóżeczku otoczona ze wszystkich stron poduszkami i przykryta kocem niemal pod samą szyję. Okno było zamknięte, chociaż było gorąco – niewielkie otwory w dachu, cicho szumiąc, wyrzucały z siebie delikatne podmuchy ciepłego powietrza. Piłam mrożoną imbirową herbatę i myślałam. Rozumiecie? Ja myślałam. Czułam się jak jakiś nowożytny Platon. Samanta spała jeszcze, zmiana czasu, nie mogła się przyzwyczaić.
Zeszłam w mojej piżamie z kaczorem donaldem na dół. Carly rozmawiała z kimś przez telefon. Wiem, że było to głupie z mojej strony, ale usiadłam na schodach i zaczęłam się przysłuchiwać.
-Nie nie.. Jak to? - mówiła zaniepokojona. - Ona tu nie może przyjechać, ja wiem.. ja rozumiem, ale nie może, Thomas się nie zgodzi. Zadzwonię później. Bye.
Byłam lekko zdziwiona, i jakby nigdy nic weszłam do kuchni. Ta odłożyła telefon i spojrzała na mnie z uśmiechem.
-Hungry?
Siedziałam w przestronnej, nowocześnie umeblowanej jadalni i wsuwałam najzwyklejsze płatki. Spodziewałam się nieco bardziej wyszukanego śniadania po pierwszej nocy w willi, szczególnie takiej, która należy do chodzącej reklamy garniturów szytych na miarę… Ku mojemu zdziwieniu, bogaci Amerykanie też czasem jadają jak normalni, szarzy Polacy. Siedziałam przy długim na co najmniej dwa metry hebanowym stole, wpatrując się uparcie w jakiś na pewno niesamowicie drogi pejzaż, który wisiał na ścianie akurat naprzeciwko mnie. Po mojej lewej i prawej stronie ciągnął się rząd krzeseł, a w kątach pomiędzy wejściami ułożonymi prostopadle do siebie, stały jakieś bardzo eleganckie kwiaty. W rogu pokoju był kominek i dywan, a także mała szafeczka, na której stały zdjęcia. Wracając, siedziałam przy tym makabrycznie długim stole i układałam na zielonej podkładce pod talerz uśmiechniętą buźkę z czekoladowych kuleczek.
Do jadalni weszła moja siostra. 
-Jass, bierz telefon ze sobą. Ciągle Ci wibrował. - powiedziała zaspana podając mi go.
-Dzięki. - odebrałam jej telefon z ręki. I zobaczyłam 3 nie odebrane wiadomości.

Od: Nieznany

Spotkamy się dzisiaj? Jakbyś chciała to byś poznała moich kumpli.


Od: Nieznany

Zapomniałem się podpisać, to ja Ryan. 


Od: Nieznany

Dlaczego nie odpisujesz? 

Nie odpisywałam mu tylko 20 minut, przewrażliwiony chłopak. Chwyciłam telefon w rękę i uniosłam go trochę wyżej. Nie chciałam niczego sknocić więc każde słowo jakie pisałam, przemyślałam 10 razy, aby nie napisać czegoś z głupim błędem.

Do: Ryan

Przepraszam, jadłam śniadanie. Chętnie, nudzę się cały dzień więc możemy się spotkać. O której? :D

Odłożyłam telefon z powrotem na stół i poszłam odnieść miskę po płatkach do zmywarki. Wróciłam i chwyciłam telefon, i pobiegłam na górę. Zaczęłam przeglądać ciuchy, nagle poczułam wibrowanie na biurku. Podeszłam i odczytałam wiadomość.


Od: Ryan

Dobra, to przyjdź do mnie o 1 okej? 

Do: Ryan

Nie wiem gdzie mieszkasz :o

Odpisałam. Po chwili dostałam wiadomość z odpowiedzią.

Od: Ryan

Zapomniałem, to ja najwyżej po ciebie podejdę.



O pierwszej pode mnie podejdzie. Hm.. Była 11. Zeszłam na dół znowu, i szukając po mieszkaniu Carly, weszłam do gabinetu taty. Nie byłam tu jeszcze.
-Carly.. 
-Tak? - powiedziała ściągając okulary.
-Mogę o pierwszej wyjść?
-Gdzie? - powiedziała lekko zdziwiona.
-No bo, Ryan mnie do siebie zaprosił.
-Ryan.. - uśmiechnęła się i oparła się o biurko. - randka?
-Co? nie, nie. - zaprzeczyłam szybko, kręcąc głową.
-Hmn, tak możesz wyjść. Mieszka niedaleko więc, o której mam po ciebie przyjechać?
-Nie trzeba. - zdziwiłam się lekko - przecież przyjdę, albo Ryan mnie odprowadzi.
-Hmn, lubię tego chłopaka. - odwróciła się i zaczęła szukać jakiejś książki.
Odwróciłam się nie wiedząc czy coś powiedzieć czy nie. W końcu wyszłam i poszłam do łazienki.

Po zrobieniu porannej toalety, wróciłam do pokoju i zobaczyłam tańczącą w słuchawkach moją siostrę. Przystałam i oparłam się o drzwi  wstrzymując śmiech. Patrzyłam się dziwnie na nią w końcu ta się odwróciła i pisnęła gdy mnie zobaczyła odskakując w tył. 
-Dlaczego mi nie powiedziałaś, że tu jesteś? - syknęła.
-Stoję tu 10 sekund. O pierwszej wychodzę, będziesz mogła potańczyć.

Byłam gotowa do wyjścia, bałam się. Nie wiem czego, nie wiem dlaczego, może tego, że chłopak którego poznałam wczoraj zaprosił mnie już dzisiaj do swojego domu, i nie zrozumiałam go dobrze, czy będzie tam Justin czy nie?
Nie jarałam się nim tak jak reszta dziewczyn, ale spotkanie z nim, wywoływało u mnie uśmiech.
Wyszłam na dwór i zobaczyłam stojącego Ryana przed moim domem. Jak fajnie nazwać tak piękny dom, swoim domem. Wracając.. stanęłam na schodku, przekrzywiłam głowę i mu pomachałam. Ten włożył ręce do kieszeni i się uśmiechnął.

-Idziemy? 
-Tak, tak. - uśmiechnęłam się. - tak w ogóle, to daleko ode mnie mieszkasz?
-Nie - odparł. - poznasz dzisiaj Justina. 

czwartek, 21 lutego 2013

Rozdział 4

Tata zdecydowanie poprawił się jeśli chodzi o wygląd. Był wysoki, ubrany w garnitur. Jego żonka była średniego wzrostu. Miała blond włosy mniej więcej do szyi. Wyglądali bardzo elegancko. Przełknęłam ślinę i udawałam, że ich nie widzę. Usłyszałam kroki, i poczułam jak ktoś zasłonił światło swoim ciałem. Spojrzałam do góry. Stał mój tata. Uśmiechnęłam się, a on rozłożył ręce. Co miałam zrobić? Wstałam i go przytuliłam, tak samo Samanta.
-Witajcie Dziewczynki, stęskniłem się za wami. Poznajcie moją żonę, ona nie umie polskiego, ale mam nadzieję, ze szybko podszkolicie swój angielski i się dogadacie. - zaśmiał się nerwowo drapiąc się po czole.

-Im Carly. - powiedziała z sympatycznym uśmiechem.

Siedziałyśmy na tylnych siedzeniach auta. Ojciec i Carly siedzieli z przodu i o czymś zawzięcie rozmawiali. Nie chciało mi się ich słuchać. Włączyłam mp3 i zaczęłam słuchać piosenek.


-Jesteśmy. - powiedział otwierając nasze drzwi.
Wysiadłam niepewnie. Spojrzałam na siostrę, miała otwartą buzię, patrząc się w jeden punkt. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam w obiekt na który patrzyła moja siostra.
Przed moimi oczyma stała wielka willa. Miała 2 piętra. Była przepiękna. Spojrzałam na tatę ze zdziwieniem. Ten tylko się uśmiechnął i mnie objął. Poczułam się dziwnie. 

-Wchodźcie. - powiedział tata mierzwiąc włosy Samanty.
Ona tylko rzuciła mu dziwne spojrzenie. 
- Idźcie na górę, całe poddasze jest wasze. Za chwilę do was przyjdę. - powiedział i odwiesił kluczki.
Weszłyśmy po długich krętych schodach. Było tu przepięknie. Nie mogłam uwierzyć, że ojciec w takim domu zamieszkał. 

Mój tata urodził się w Stanach Zjednoczonych, dlatego nadał nam Amerykańskie imiona. Zakochał się w mojej mamie i wyjechał do Polski. No ale cóż..
Weszłyśmy do przepięknego pokoju. Całe poddasze tylko dla nas. Pokój był jasny. Zamiast podłogi był biała wykładzina. Po dwóch stronach pokoju były dwa wielkie białe łóżka. Białe biurka, i do tego elementy różu (lampki, krzesła etc.) Było świetnie. Moja siostra była zafascynowana, w końcu uwielbiała róż. Było.. tak.. przytulnie.
Usiadłam na łóżku, spoglądając na telefon. Żadnego połączenia. Usłyszałyśmy pukanie do pokoju. Ujrzałyśmy tatę. Widział smutek w moich oczach.
-Dziewczyny chciałbym wam wszystko wyjaśnić. 

Zaparło mi dech, czyli był jakiś powód, że się do nas nie odzywał.
Spojrzałyśmy pytająco.

-Wasza mama zakazała mi się z wami widywać. - powiedział.
Po tym jak to usłyszałam.. zamarłam. Moje oczy automatycznie się rozszerzyły.
-Jak to.. - powiedziałam.

-Po tym jak się rozwiodłem z waszą mamą, wyjechałem do Gdańska, nie wyszło mi i wróciłem tu do Stanów, do rodziny. Założyłem swoją firmę. Dzwoniłem do waszej mamy, nie odbierała, ignorowała moje telefony. W końcu pobrałem się z Carly, chciałem was zaprosić, ale nie miałem z wami żadnego kontaktu, wasza matka robiła wszystko, żebyśmy się nie spotkali. - schował twarz w swoje ręce. - nie miejcie mi niczego za złe. Przepraszam was, mogłem jechać do Polski i sam po was przyjść.
W pokoju panowała cisza.

-To jakim cudem teraz się dodzwoniłeś? - wypaliła Samanta.
Przeniosłam wzrok na tatę, i patrzyłam na niego pytająco.
-Wysłałem sprawę do sądu.
-Jak to?
-Tak, wysłałem zgłoszenie, że była żona nie chcę udostępnić mi kontaktu z własnymi dziećmi. Gdy do niej dotarła informacja, z groźbą sądu.. zadzwoniła do mnie i zgodziła się na wasz przyjazd do mnie.

Momentalnie zrobiło mi się, żal taty. Spojrzałam się na Samantę, a ta na mnie. Pokiwałyśmy głowami i podeszłyśmy do swojego ojca. Przytuliłyśmy go. Ten odwzajemnił uścisk.
-Za godzinę przyjdą goście, robimy taką mini imprezę. Ubierzcie się jakoś ładnie.
-Dobrze, dobrze. - pokiwałyśmy głowami.
-Tato.. Ja idę się przejść. - odparłam.
-Dobrze, ale uważaj, bo tu dużo aut jeździ. - zaśmiał się.
-Spokojnie.

Wyszłam przed dom wolnym krokiem, leniwie i z bólem serca wsłuchując się w delikatny, miarowy stukot kowbojek na moich nogach. Miałam mętlik w głowię. Jak nasza własna rodzona matka uniemożliwiała nam widywanie się z ojcem? Jak można takim być?
Zadrżałam leciutko – nie wiem, czy to nagły podmuch wiatru, czy to wspomnienie… wspomnienie miłości. Przypomniałam sobie wspólnie spędzone chwilę. Ja mama, tata i Samanta. Byliśmy naprawdę szczęśliwą rodziną. Niestety, los chciał inaczej i jest jak jest. Cieszę się, znam prawdę. Nie wiem czy gdyby nie ten sąd to kiedykolwiek bym się dowiedziała takich rzeczy.
Szłam przed siebie, dochodziła godzina 16. Poczułam w swojej kieszeni wibrowanie.
,,International Call: Mama"  Cholera.
Przełknęłam ślinę. Wiem, że powinnam odebrać, ale nie chcę, żeby ta rozmowa z nią przyniosła mi ból. Przecież matka to najbliższa mi osoba, dla każdego człowieka. Po prostu. Tym bardziej nie mogę znieść, tego, że uniemożliwiła nam kontaktu z tatą. Osądzałam, wyzywałam, nienawidziłam swojego ojca, po tym wszystkim co zrobił. A wszystko okazało się kłamstwem.
Trzymałam w ręce telefon nie wiedząc czy odebrać czy nie. Westchnęłam i odrzuciłam połączenie. Schowałam telefon z powrotem do kieszeni. Nie zorientowałam się chodząc, że dochodziła już 16, i za chwilę mieli przyjść goście. A ja nadal byłam ubrana w spodnie i luźny sweter. Odwróciłam się i szybkim krokiem wróciłam do domu. Weszłam przez frontowe drzwi, tata na mnie spojrzał i powiedział:
-Jeszcze nie ubrana? Szybko! - pogonił mnie.
Przeskoczyłam schody co dwa schodki, byłam już w pokoju. Co ja miałam założyć? Jezu Chryste, nie mam sukienek.
Do naszego pokoju zapukała Carly.

-Hi.. - powiedziała niepewnie. 
-Umiem mówić po angielsku. - uśmiechnęłam się. 
-Oh.. To dobrze, chciałam sprawdzić czy jesteście gotowe. Ale widzę młoda damo, że ty nie. - pokazała na mnie.
-No bo.. ehm.. Ja.. Nie mam eleganckich ubrań, sukienek ani nic.
- powiedziałam z drżącym głosem. Bałam się, że palnę coś nie tak po angielsku, ta tylko w odpowiedzi pokiwała głową i pociągnęła mnie za rękę. Zeszłyśmy piętro niżej, i weszliśmy do prawdopodobnie ich sypialni. Była niesamowita.
Kazała mi usiąść. Wykonałam jej polecenie i usiadłam na łóżku, ta zaczęła przeglądać ubrania.
Z moich przemyśleń wyrwał mnie jej głos. Trzymała w ręku coś co przypominało biały worek na ziemniaki. 

-Załóż to. - uśmiechnęła się. 
-Okay. - powiedziałam.
Nie podobała mi się ta sukienka, ale.. nie mogłam być nie miła, więc udawałam, że mi się podoba. Sukienka naprawdę wyglądała jak worek. Rozpuściłam moje długie brązowe włosy i założyłam baletki. Schodziłam po schodach. Zachciało mi się śmiać, bo trochę to wyglądało jak w filmie. Oblizałam usta i z uśmiechem zeszłam na dół. Spojrzałam do salonu, siedziała tam Samanta rozmawiająca z tatą.
Oparłam się głową o ścianę i przyglądałam się im. Moje ciało drgnęło gdy usłyszałam głośny dźwięk dzwonka. Mój tata się obrócił, wyminął mnie i przywitał gości. Było ich naprawdę dużo.
-Poznajcie moją córkę. - powiedział po angielsku. - to jest Jasmine.

-Nice to meet you Jasmine. - powiedział mężczyzna, po czym każdy przyszedł się przywitać. Mignął mi w oczach przystojny chłopak, może był w moim wieku? Wydawał mi się znajomy, gdzieś go widziałam, gdzieś w internecie. Stałam ramię w ramię z tatą. 
-Chodź poznasz mojego menadżera. - odparł.
Poszłam za nim powolnym krokiem. Nagle stanęliśmy obok mężczyzny i chłopaka którego niby gdzieś widziałam. 

-To jest Ryan, a to Dennis. Mój menadżer. - zaśmiał się mój tata.
Ryan podał mi rękę. 

-Ryan. - trzymałam jego rękę.
-Jasmine. - uśmiechnęłam się.
-Idźcie do ogrodu, jak wam się będzie nudzić. - powiedział tata.
Założyłam ręce na klatce piersiowej. Rozglądnęłam się dookoła, nie było tu nikogo w moim wieku. Tylko ten Ryan, był słodki z wyglądu. 
-To co idziemy na ten dwór? - spytał.
-Tak, tak. - wydusiłam z siebie najbanalniejsze słowo jakie mogłam powiedzieć. Ten szedł pierwszy, tak jakby znał mój dom na pamięć, właściwie to dobrze, bo sama dobrze nie zapoznałam się z tym domem. Wyszliśmy przez drzwi balkonowe. Spojrzałam przed siebie widząc wielki ogród, piękny ogród. 
Ten uśmiechnął się i pokazał swój aparat na zębach.
Usiedliśmy na ławce.
-Słyszałem, że jesteś z Polski. - w tym momencie gdy to powiedział, moje ciało zadrżało. Myślałam, że będziemy siedzieć w ciszy.

-Tak. - powiedziałam
-Hm.. I kiedy przyjechałaś?
-Dzisiaj.
-Dobrze umiesz mówić po angielsku. - zaśmiał się.

-Dziękuje. - zarumieniłam się. - nie chcę być niegrzeczna ani nic.. 
Spojrzał na mnie pytająco.
-Ale.. kojarzę Cię skądś i nie mam pojęcia skąd.
-Haha. - zaśmiał się. Czyli jednak! to prawda, gdzieś go widziałam.
-Hmn. - uśmiechnął się i oblizał usta - jestem przyjacielem Justina Biebera. 
Zatkało mnie. Moje nogi były z galarety, i momentalnie zadrżałam, nie wiedząc co powiedzieć.
-Haha, tak myślałam. - skłamałam - możliwe, że gdzieś mignęło mi twoje zdjęcie.
-Prawdopodobnie, dawno się z nim nie widziałem. Za niedługo przyjeżdża do L.A

-Fajnie..
-Twoja siostra nie jest belieberką przypadkiem? - powiedział pokazując palcem na dom.
-Jest, a skąd to pytanie.
-Justin Bieber? Koncert w Polsce? Samanta? Jasmine? OLLG? Coś kojarzę - zaśmiał się. - była jakaś afera, moim zdaniem dobrze zrobiłaś. Nie przejmuj się hejterami. 

Minęły 2 godziny, a ja przez cały czas siedziałam z Ryanem na dworze. Gdy wszyscy wychodzili on się zatrzymał.
-Ehm, dasz mi twój numer?

Rozdział 3

Skąd znają tak w ogóle moje imię? Zdziwiłam się, patrząc w ekran. Jakim cudem? Poprawiłam grzywkę i z ciekawości weszłam na konto Justina Biebera. Spojrzałam na jego ostatnie tweety. Zamarłam.

"To się nazywa mieć siostrę! Samantha powinna być wdzięczna swojej siostrze Jasmine haha x" 


Siedziałam z otwartą buzią i wytrzeszczonymi oczami, przez jakieś 2 minuty. Do mojego pokoju wszedł ojczym, nie zmieniłam pozycji.
- To ja może później przyjdę. - powiedział, gdy zobaczył w jaki sposób siedzę i jaką mam minę.
Potrząsnęłam głową i ponownie spojrzałam na to co napisał, czy ja śnię?
Po chwili do mnie dotarło, że ten tweet jest prawdziwy. Uśmiechnęłam się lekko, ale co miałam zrobić skoro było na mnie coraz więcej hejtów? Przeglądałam timeline, aż w końcu nie wytrzymałam.


"Dziękuje, za te miłe słowa o mnie. Nie jestem belieberką, ale musiałam iść z siostrą na ten koncert. Czy to źle, że oddałam szansę, prawdziwej belieberce?"


Zamknęłam z fzurią laptopa, i zeszłam na dół do kuchni. Nie odzywając się wzięłam sok, czując spojrzenia rodziców, byłam zła na mamę. Nie chciałam jechać do swojego ojca. Mam do niego dużo za złe, że o nas zapomniał. Jak ja się muszę czuć, mama nie jest jego córką, i nie wie jak to jest. Tęskniłam za nim, owszem, ale byłam na niego zła, że nie zadzwonił, nawet głupiego sms nie napisał. Zamknęłam szafkę i wróciłam na górę. Otworzyłam z powrotem laptopa i spojrzałam na twittera. Włączyłam interakcje, rozszerzyłam oczy. Do mojego tweeta miałam 50RT. Nigdy w życiu, w tak krótkim czasie nie miałam aż tylu RT. Uśmiechnęłam się lekko, ale mój uśmiech zniknął gdy zobaczyłam odpowiedzi do tweeta.
"To ty jesteś ta Jasmine?! :o"
"Haha, dobrze, ze nie poszłaś. Twoja siostra jest zdecydowanie ładniejsza niż ty. lol"
"HAHA, POZDRO DZIEWCZYNKO"
"ależ przemówienie"
"nie wierze, ze jestes Jasmine. ;x" 

Podniosłam brwi do góry, i zaśmiałam się. "Niektóre dziewczyny są naprawdę głupie" - pomyślałam.
Wzięłam telefon do ręki, zadzwoniłam do mojej najlepszej przyjaciółki - Sandry.

-Halo? Jass. Jezu, dlaczego nie odbierałaś ode mnie telefonów? - spytała przerażona.

-Co? - zmarszczyłam brwi. - nie dzwoniłaś.
-Dzwoniłam. 
-Nie ważne. - zrezygnowałam. - Spotkamy się?
-No okej, ale dzisiaj?

-Tak, o 23 Geniuszu. Jutro. Muszę Ci coś opowiedzieć, pewnie słyszałaś już aferę na twitterze?
-Tak, i powiem Ci, że jestem w szoku. - kaszlnęła.
-Dobra, opowiem Ci jak się spotkamy. Pa.

-Pa.

Odłożyłam telefon na miejsce. Spojrzałam na twittera.
"To na pewno nie ona, ktoś się za nią podszywa"

"Żałosna jest ta laska, spoko, że się za tą "Jasmine" podszywa. Pozdro" 
Westchnęłam. Nie przemówisz do rozumu. 80% tweetów o mnie, to były hejty. 20% broniło mnie. Nie chciałam się w nic wdrążać. Niech się kłócą.
Położyłam głowę na poduszce wpatrując się na sufit, siedział sobie tam mały pajączek.
Próbowałam zasnąć. Nie mogłam, za dużo dzisiaj się wydarzyło.

1. Byłam na koncercie Justina Biebera, i miałam być OLLG.
2. Prawie zgubiłam telefon.
3. Jestem hejtowana za to, że oddałam szansę bycia OLLG mojej młodszej siostrze.
4. Justin Bieber wspomniał o mnie i o mojej siostrze na twitterze.

Zdecydowanie za dużo tego. Przejechałam ręką po policzku. Przekręciłam się leniwie z boku na bok, ciągnąc za sobą wielki worek tłuszczu, który dziwnym trafem przyrósł mi do brzucha i wsadziłam łeb pod poduszkę. W końcu zasnęłam.



14 Kwiecień. Setki ludzi. Lecą, pędzą na złamanie karku – potykają się sami o własne nogi, potrącają, łamią obcasy, gubią – jakie to bezmyślnie ludzkie. Ktoś śmieje się, a ktoś płacze, ktoś krzyczy – melodia ludzkich emocji przekrzykuje się nerwowo gryząc jednocześnie klimat tego miejsca. Przewrócone walizki, terminale, strażnicy, bramki, przejścia. Za tamtą szybą są samoloty. Wiozą ludzi do lepszego życia. Zgniotłam w dłoniach pusty kubek po gorącej czekoladzie ze „szpitalnego” automatu i wrzuciłam do kosza, kończąc tym samym refleksje na temat hali przylotów i odlotów. Cóż, najwyraźniej czekolada działa na mnie oszałamiająco.Tak. Dziś był TEN dzień. Wylatywałam razem z siostrą do taty. Nie chciałam, tak bardzo tego nie chciałam. Nie miałam pojęcia jak to wszystko będzie wyglądać. Nie rozumiem, dlaczego akurat teraz tata nas zaprosił do siebie do domu? Aż na 4 miesiące. Może się stęsknił? Cały czas myślałam nad tym. Z moich myśli wyrwał mnie głos mojej mamy.
-Dziewczynki.. to już czas, musicie iść. - słyszałam jak drżał jej głos.  4 miesiące to jednak długo, i nie mogłam uwierzyć, że mama nas puści. Możliwe, że było to spowodowane jej finansami. Ostatnio nie było za dobrze, firma ojczyma zbankrutowała, przez co ponieśliśmy duże straty.
Westchnęłam, będę tęsknić za tą naszą kochaną mamą. Czasami była nadopiekuńcza, ale kochałam ją bardzo mocno, i już na samą myśl, że nie będę jej widziała 4 miesiące, chciało mi się płakać. Samantha przytulała się do Dennisa, a ja do mamy.
-Dzwońcie, piszcie, pilnujcie się wzajemnie. Jass, nie spuszczaj z oku Sammy. Proszę Cię, uważajcie na siebie. - gładziła mnie po poliku.

Pokiwałam głową i jeszcze raz przytuliłam i mamę i tatę.Pomachałyśmy im i przeszłyśmy przez bramkę.  Usiadłyśmy na metalowych siedzeniach wpatrując się w szybę zza której było widać lądujące i przylatujące samoloty.
-Nie chcę lecieć. - powiedziała Samantha.
-Ja też, ale musimy, to nasz tata.
-Ale on się do nas nie odzywał.

-Masz rację, ale przypomniał sobie, że ma dwie córeczki w Polsce.
-Nie chcę iść tam do szkoły. - powiedziała.
-Będę Ci pomagała. - uśmiechnęłam się.

-Ale ja angielskiego nie umiem.
-Spokojnie nauczysz się.

Nareszcie nasz samolot przyleciał. Tyrpnęłam lekko Sammy, która spała na moich kolanach.
-Wstawaj, nasz samolot przyleciał.
-Nie.. - mruknęła.
-Musimy iść.
Wstałyśmy obydwie, zabierając ze sobą wszystkie manatki i kierując się w stronę kobiety która trzymała kartkę z napisem "LOS ANGELES". Dobrze, że w Polsce, są te dream linery, bo nie mam siły na przesiadki, chcę lecieć prosto do L.A i mieć to z głowy. 4 Miesiące. Boże.

*Witamy na pokładzie Samolotu do Los Angeles. Życzymy przyjemnego Lotu*


Taaaa. Przyjemny lot 12 godzin. Na samą myśl aż mnie mdliło. Usiadłyśmy na miękkich fotelach. Miałam najgorsze siedzenie, czyli w środku. Samantha siedziała sobie przy oknie, a ja musiałam znosić słuchanie jakiegoś mężczyzny. Miał może 20 lat? Zarozumiały i arogancki facet. Co chwile chwalił się swoimi zegarkami, iPhonem, iPadem, ale jak przystało na to, że jestem kulturalna, nie zwróciłam mu uwagi, i tylko kiwałam głową i jak było trzeba mówiłam "Wow"
W końcu ogarnął mnie sen. Śnił mi się Justin. Dlaczego akurat on? Wydarzenie z nim miało miejsce ponad pół miesiąca temu, hejty na mnie się skończyły, i nic z nim związanego już nie słyszałam. Czasami Samantha coś powiedziała o nowej piosence itp. Dziwne mam te sny. Obudziło mnie tyrpanie chłopaka.
-A widziałaś moją bransoletkę? - szepnął pokazując mi ją.
-Nie, ale wybacz, chcę się wyspać. Dziękuje dobranoc. - byłam chamska, ale już mnie denerwował. Do wylądowania zostało 8 godzin, a ja przez te 8 godzin, nie miałam zamiaru słuchać, gderliwego Tomka - tak miał na imię, zdążył się pochwalić, nie pytając nawet jak ja mam na imię.
Spojrzałam jeszcze na Samantę, spała na oparciu fotela. Dobrze, że te fotele były dosyć duże, bo nie dało by się wyspać.
Obudził mnie znowu ten sam typ. Otworzyłam oczy, założyłam włosy za ucho i na niego spojrzałam.

-Co?  - syknęłam.
-Mogłabyś nie gadać jak śpisz? - powiedział arogancko.

-Że ja niby coś mówiłam? 
-Tak, jakieś imię.
-Jakie? - wyprostowałam się, kładąc ręce na kolanie.
-Justin czy jakoś tak.

-Co? - spytałam i spojrzałam na niego jak na debila.
-Justin! - powiedział nieco głośniej, przez co moja siostra się obudziła.
-Co Justin? Gdzie? - wstała i zaczęła się rozglądać.
-Śpij dalej, temu panu się coś ubzdurało. - powiedziałam i dyskretnie pokazałam na niego palcem. Kontynuowałam swój "sen" długo on nie potrwał, bo kochany pan Tomek, stwierdził, że zajmuję jego połowę.
-Jak mogę zajmować twoją połowę, jak siedzę na swoim fotelu. - syknęłam.
-Wystawiasz rękę na moje oparcie jak śpisz.

-To nie jest twoje oparcie. Już jest moje. Kto pierwszy ten lepszy. - podniosłam brwi i odwróciłam się w stronę siostry. Grała w Temple Run. 
-Która godzina? - wymamrotałam.
-22:12. Za godzinę lądujemy. - powiedziała mi.
W głowie obliczyłam, że jeżeli mam ustawiony czas polski, to w L.A będzie teraz..13? Tak. Czyli około o 14 będziemy na lotnisku.

-Nie wiem jak ja ten dzień przeżyję. - powiedziałam.
-Ja też nie wiem. - powiedział wkurzający Tomek. Nie z nim rozmawiałam tylko z Samantą. Nie odpowiedziałam mu. 

~~

Odbierałyśmy swoje bagaże. Serce biło mi jak oszalałe. Bałam się spotkania z tatą, nie mogłam sobie wyobrazić jak to wszystko będzie wyglądało. Może mi powie, dlaczego akurat teraz chciał nas tutaj zaprosić.
Usiadłyśmy na ławce. Byłyśmy bardzo senne, bo w Polsce była gdzieś około północy a tutaj 14.
Zmrużyłam oczy, ale nagle usłyszałam polskie zdanie:
-Tam są. - powiedział mężczyzna o znajomym głosie. Obok niego słyszałam stukanie obcasów, spojrzałam w stronę dobiegającego głosu. Wysoki mężczyzna z kobietą.. w ciąży..
Wszystko jasne. 


środa, 20 lutego 2013

Rozdział 2

Spojrzałam się na ochroniarza który stał i się na mnie patrzył. Zamurowało mnie, mój ojczym podszedł do ochroniarza:
-Jakiś problem?
-Nie, po prostu jest proszona z powrotem. - uśmiechnął się i poszedł. W jednym momencie dostałam sekundowego zawału serca, gdy położyłam rękę na mojej kieszeni. Była pusta. Mój iPhone gdzieś sobie leżał. Nikt nie mógł zobaczyć co w nim jest, moje zdjęcia, i nagrania, o Boże.
-Zaraz wracam. - powiedziałam rodzicom. Dogoniłam ochroniarza i powoli za nim szłam. 

A co jeśli ktoś znalazł mój telefon i przegląda sobie moje nagrania? I jak gdzieś je opublikują? O Jezu jestem skończona. Przeklinałam siebie w duchu. Ochroniarz stanął i otworzył drzwi przede mną. Może ktoś znalazł? Ale.. zaraz, skąd by ktoś mógł wiedzieć, że to mój telefon. Bałam się jak nigdy. Weszłam przez otworzone drzwi i spojrzałam na grupkę ludzi która wpatrywała się na mnie jak w zaczarowaną.
-Uhm.. - powiedziałam.
-Znaleźliśmy twój telefon. Widziałem jak Ci wypadał, gdy wychodziłaś. - powiedział Justin.

-Chwała Bogu.
-Pilnuj go następnym razem.
Patrzyłam jak wyciąga mój telefon z kieszeni. Pewnie teraz miliony dziewczyn zazdrościłyby mi, że Justin Bieber trzymał mój telefon w swojej kieszeni. Podeszłam do niego i prawie wyrwałam mój telefon z jego rąk. Ten tylko na mnie spojrzał z nie do wierzeniem. Po chwili zorientowałam się jakie to musiało być chamskie, że mu tak go wyrwałam. Spojrzał na mnie krzywo i się odwrócił.

-Ja, dziękuje, że mi go oddałeś. Mam tam prywatne zdjęcia i filmiki, i się trochę wystraszyłam. - powiedziałam do niego, płynnie po angielsku.
-Widzę, że dobrze znasz angielski. Nie ma za co. - spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami i uśmiechem.
-Ehm, no tak. I ten.. No to ja, dziękuje jeszcze raz. - zwinęłam usta w cienką linię i idąc do tyłu wyszłam, posyłając jedynie nieśmiały uśmiech.
Czy to było dziwne, że czułam motyle w brzuchu?
Podeszłam do mojej uśmiechniętej rodzinki, i razem z nimi wsiadłam do samochodu. Moja siostra siostra cały czas miała smajla na twarzy. Widziałam zaniepokojenie na twarzy mojej mamy. Zmarszczyłam brwi.
-Mamo wszystko w porządku? - spytałam.

-Porozmawiamy w domu.
"Porozmawiamy w domu" Czyli coś się stało, zawsze tak mówiła gdy była o coś zła. Bałam się, mam 19 lat, a zachowuję się jak dziecko, bojąc się mamy. 
Dojechaliśmy na miejsce. Wyszłam niepewnie z samochodu. Samantha mnie wyprzedziła i zaczęła biec do domu. Pewnie chciała wstawić swoje zdjęcie z Justinem na twittera i facebooka. Szłam powolnym krokiem. Zdjęłam buty i poszłam do kuchni. Mama opierała się o blat.
-Dzwonił do mnie twój ojciec. - powiedziała.
Moje źrenice w sekundzie się rozszerzyły gdy moja mama wspomniała o moim ojcu. Nie widziałam go od 5 lat.

-Gdzie on jest?
-W Stanach Zjednoczonych.

-Jakim cudem? - spytałam z nie do wierzeniem.
-Tak. Ma tam pracę, żonę.
-Dobra, po co dzwonił?
-Pytał o was.
Zdziwiło mnie, że dzwonił i pytał o nas. Po tym jak rozwiódł się z moją mamą - 5 lat temu - nie odezwał się ani słowem, jedyny gest od niego to były pieniążki które wpływały na konto mojej mamy. Myślałam, że wyjechał do Gdańska - tak jak mówił, a nie do USA.
-O co dokładnie? - siadłam na krześle.
-Co u was, jak zdrowie, jakie oceny.

-Nareszcie zaczął się interesować. - westchnęłam.
-Chciał, żebyście do niego jechały.
-Kiedy? - spojrzałam się na nią, bawiąc się końcówkami włosów.
-Za niedługo.
-Jak? Jak Samantha ma szkołę? Po za tym.. Ja nie chcę do niego jechać.
-Jasmine.. To twój ojciec.

-Tak, ale dopiero 5 latach przypomniało mu się, że ma córki. - momentalnie zrobiło mi się smutno.
-Musisz jechać. - pogłaskała mnie po głowie.
~~ 
Usiadłam u siebie na łóżku. Nie chciałam jechać, pomimo, że wylot do USA był jednym z największych moich marzeń. Pomyślałam sobie o ojcu, jaką kiedyś byliśmy szczęśliwą rodziną, ale rodzice się rozwiedli, i wszystko się skończyło. Był kochanym ojcem. Otworzyłam laptopa i weszłam na twittera, to co zobaczyłam zatkało mnie.
"Jak taka laska mogła odmówić? Trzeba być psychicznie chorym"
"Co za jeb$%# dała swojej siostrze szanse, mogła dać innym"
"JAKA GŁUPIA, dobrze, że nie poszła, jest za brzydka"
I setki innych hejtów na mnie. Spojrzałam na ekran jeszcze raz, i schowałam swoją twarz w moje dłonie. Dlaczego jestem hejtowana, za to, że oddałam mojej siostrze szansę spotkania Justina blisko? Chwyciłam się za czoło i zaczęłam czytać dalsze hejty na mnie. Spojrzałam w lewy bok twittera, na trendy. Były trzy hasła.
"Jasmine" "One less lonely girl" "Poland" Czyli teraz cały świat będzie mnie hejtował? Załamałam się.


~~

10 komentarzy = Następny rozdział.
Niesamowity nagłówek zrobiła niesamowita @suzannerauhl

Rozdział 1

Spojrzałam na blondynkę, która się do mnie uśmiechnęła. Wszystkie dziewczyny patrzyły się na mnie z nienawiścią.  Wystraszyłam się, moja siostra uszczypnęła mnie w nogę patrząc na mnie ze smutkiem.
-Ja.. Ja nie mogę, przepraszam, niech pani weźmie moją siostrę.
Spojrzała się na mnie ze zdziwieniem, przekrzywiła się i spojrzała na moją siostrę. Zapadła cisza, Justin się spojrzał na tłum, wszyscy się na nas gapili.
-No dobrze. - uśmiechnęłam się do blondynki.
Blondynka wzięła za rękę moją siostrę, i poszła z nią na scenę. Patrzyłam jak siada na jakimś krześle a Justin do niej podchodzi i zaczyna do niej śpiewać. Płakała. Nie wierzę, że Justin Bieber aż tak wpływa na nastolatki. Zaśmiałam się, i dalej wpatrywałam się w obraz mojej szczęśliwej siostry. Nagle skończyła się piosenka, a oni wzięli ją za kulisy. W momencie moje oczy się rozszerzyły. Miałam pilnować siostry jak oka w głowie, tymczasem ona jest za kulisami. A co będzie jak się zgubi? Poczekałam chwilę, ale ona nie wracała. Ruszyłam, podeszłam do ochroniarzy.
-Przepraszam, tam jest moja siostra, czy mogłaby ona już wyjść?  - spytałam z nutką strachu w głosie.
-Momencik. - powiedział ochroniarz. - za chwilę zostanie wyprowadzona, proszę się nie martwić i zostać na swoim miejscu.
Odetchnęłam i wolnym krokiem szłam na miejsce. Stałam i nagle zobaczyłam tą samą kobietę z moją siostrą. Moja siostra wciąż płakała. Podleciała do mnie i się przytuliła.
-Dziękuje, Dziękuje. Kocham cię. - przytulała się tak mocno, że mnie skręcało w żołądku.
Cieszyłam się, że moja siostra była szczęśliwa, i nie żałuję, że to nie ja poszłam. Oczywiście pójdą na mnie hejty, że odmówiłam.
Koncert się zakończył. Ale my zostałyśmy, bo miałyśmy Vipowskie bilety i za chwilę szłyśmy za kulisy zrobić sobie zdjęcie z Justinem, i dostać tam jakieś pamiątki czy coś. Ważne żeby mojej siostrze się podobało. Chwyciłam ją za rękę i szłyśmy za kulisy. Dużo osób miało te bilety Vip bo sporo osób szło z nami za kulisy.
Czekałyśmy 15 minut, aż zaczęli przyjmować po kolei osoby. Wreszcie przyszła na nas kolej. Uśmiechnęłam się lekko gdy Justin siedział na oparciu fotela i powiedział:
-Słynna siostra, która oddała zaproszenie na scenę swojej siostrze. Jak macie na imię?
Moja siostra spojrzała się na Justina z dziwną miną, po tym jak wypowiedział długie zdanie po angielsku. Wspominałam, że moja siostra nie jest najlepsza w angielskim? 

-Ja mam na imię Jasmine, a to moja siostra Samantha. - powiedziałam.
-Nice to meet you. - powiedział.
Podeszłyśmy do niego bliżej, objął nasze ramiona i powiedział "Smilee" Uśmiechnęliśmy się wszyscy i zrobiono nam zdjęcie.

-Chciałbym porozmawiać dłużej, ale fanki czekają. Pa, girls. - pomachał i wyszłyśmy.
Moja siostra była koloru pomidora, widać, że była szczęśliwa. Odebrałyśmy zdjęcie, i szłyśmy w kierunku wyjścia. Zobaczyłyśmy naszą mamę z ojczymem.  Byli uśmiechnięci od ucha do ucha. Moja siostra pobiegła jako pierwsza i rzuciła się na nich. Ja szłam spokojnym krokiem, lecz mnie ktoś zatrzymał.
-Przepraszam bardzo. - zatrzymał mnie ochroniarz. - mogłaby pani na chwilkę wrócić?

~~~~~~~~~~



Jak podoba się nowy rozdział? Proszę o szczere opinie. :) Zależy mi na komentarzach, bo to zależy od tego czy mam dalej pisać czy nie. Jak na razie to pierwszy rozdział i jest dosyć krótki, następne będą dłuższe.
Sandra. xoxoxo

prolog

Łódź. Atlas Arena. 25 Marca. 19:30 

Nie wierzę, że przyszłam na koncert Justina Biebera. Musiałam pilnować moją 13 letnią siostrę, a dobrze wiem, że marzyła o tym koncercie. Było ciemno, dookoła słychać było zamieszanie, za chwilę się zaczynało. Nagle wielkie światło oświetliło jeden punkt na scenie. Wszyscy spojrzeli i zobaczyli swojego idola. Uśmiechnął się, podniósł rękę do góry.

-Hello, Poland! Are you there?
W odpowiedz usłyszał głośny pisk.

-O cholera, nie wiem jak wytrzymam do końca. - zatkałam uszy, a moja siostra skrzywiła się.
~
Koncert powoli dobiegał końca, fanki bawiły się świetnie, ma wspaniałe fanki, śpiewały razem z nim, podczas jednej z piosenek, prawie każda dziewczyna wyjęła serce wielkości kartki A4 z naszą flagą, wyglądało to magicznie. Justin co chwilę chwalił Polskę, mówił, że nas kocha. Nagle zaczął coś mówić, na całe szczęście umiem dobrze angielski, także, bez problemu go zrozumiałam.
-A teraz, tradycyjnie, jak na każdym koncercie, wybierzemy "One Less Lonely Girl"
-Co to One Less Lonely Girl? - spytałam młodszej siostry.

-Wybierają jedną dziewczynę, ona siada na tym krześle i on dla niej jednej śpiewa.
Podniosłam brwi do góry, i się uśmiechnęłam.
-Fajna akcja.
-Nie mów, że nie słyszałaś. - powiedziała dziewczyna obok mnie.
Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. Wydęłam usta i lekko pokiwałam głową "nie"
Ona zaśmiała się i kontynuowała darcie się i piszczenie.
Nagle ktoś mnie puknął w ramię. Odwróciłam się i zobaczyłam wysoką blondynkę która powiedziała do mnie:
-Zapraszamy na scenę.